Zoey wchodzi do szpitala z mała...
-Mamusia tylko weźmie szczepionke i uciekniemy stąd, obiecuję....
-Kurwa nie bedzie nikogo w środku, nie bedzie...

Narazie nie było nikogo. Ciemno i pusto. I głucha cisza.

Zoey powoli z dzieckiem mija pierwsze 20 sal i kieruje się do windy...
-Jest dobrze..będzie dobrze...

Jeszcze pusto. Jednak z każdym krokiem Zoey czuje jakby tuż za rogiem miało się pojawić stado zarażonych. Ale nadal jest głucha cisza. Jedynie mąci ją stupot butów Zoey i jej córki.

Zoey wsiada do windy z córka i jadą obie na 3 piętro..
-nie cierpie jechac windą ale moja małą jest chora musi wziąść szczepionke...

I jadą i jadą. Winda wlecze się niesamowicie. Po chwili słychać dziwny odgłos. Jakby coś wylądowało na dachu windy.

Zoey otwiera luk windy wystawia tylko pistolet i strzela na oslep w róznych kierunkach...
-Nic tam nie ma...

Jak nie ma jak jest? Na dach windy spadły zmasakrowane zwłoki człowieka.

-Coś spadło ale nie wali w windę..Nie będę zaglądać..